Zaczepiają mnie taryfiarze

Dlaczego odszedłeś?

Założyliśmy, że będziemy grali rock progresywny, ale z różnych powodów zaczęliśmy od niego odchodzić i ja tego nie wytrzymałem. Kipiało to we mnie, kipiało i pękło. Poza tym po prostu chciałem już grać sam. Już w czasach Exodusu robiłem pewne rzeczy sam.

Muzykę do filmu.

Tak, dla Lorenca, jak mnie wtedy wykiwał…

Jak to?

…to się cały czas nagrywa? (dyktafon)

Tak.

Nie będzie bariery żeby o tym napisać?

Nie…

Film był kręcony w pięciu odcinkach. „Przyjaciele” . To było w latach 80-tych. Lorenz został zatrudniony przy tym filmie jako kompozytor. Chodził wtedy po warszawskim klubie Riviera i wyławiał muzyków. Ja tam często zostawałem po próbach zespołu i grałem na fortepianie. Wziął mnie do pomocy. Byłem wtedy młody i uradowany, że właśnie mnie. Po trzech odcinkach zorientowałem się, że to nie taka pomoc… Ja komponowałem, a on się podpisywał.

Jak to wyglądało?

On opisywał klimat obrazu, a ja siadałem przy fortepianie, improwizowałem i nagrywaliśmy. Na Myśliwieckiej. W przerwach spałem pod fortepianem. Nagrywaliśmy w nocy. Ci najlepsi nagrywali tylko w dzień, reszta w nocy. Pamiętam Korę z tamtego czasu. Maanam też nagrywał do tego filmu. Kora była wtedy taka spokojna i surowa w śpiewie. To były wczesne lata 80-te, jeszcze przed ich wyjazdem do Ameryki. Potem Kora wróciła ze Stanów i nabrała pewności siebie. Zaczęła lepiej śpiewać, wcześniej była taka trochę przestraszona. Jak nagraliśmy trzy odcinki, na czwartym dałem Lorencowi do zrozumienia, że nie mam pomysłów. Specjalnie. Zagrałem tak dyplomatycznie. Ciekawy byłem co on zrobi. Zaprosił mnie do siebie do domu. Puścił płytę amerykańskiego zespołu Supertramp i kazał mi skopiować funkcje: C-dur, A-dur. Skopiowałem, zaimprowizowałem i tak dograliśmy wszystkie odcinki. Jako wykonawca dostałem pieniądze, ale kompozytorem pozostał Lorenc. Nuty przepisywała mu moja siostra. Ja nie miałem czasu, pracowałem w Exodusie. Nie mam o to żalu, ale tak było naprawdę.