*
Zanim, po kilku dniach po katastrofie, poleciała do Ameryki spotkała się jeszcze z celnikiem. Umówili się przy Rotundzie i poszli razem na obiad. Celnik opowiadał, że jego koleżanka z pracy bardzo chciała polecieć tego dnia do Nowego Jorku, ale w samolocie nie było już miejsca.
Janina Szulc: -Ta kobieta, jakaś celniczka z Okęcia, powiedziała temu celnikowi: Słuchaj, musisz coś zrobić. Ja muszę lecieć tym samolotem do Stanów. Kolega chciał jej pomóc. Wybrał mnie, bo jak mi powiedział coś mu mówiło, żebym do mnie podszedł. Nie zastanawiał się długo kogo zatrzymać.
Wiedział, że ubraną w amerykański żakiet ciemną blondynkę. Na spotkaniu przy obiedzie opowiedział też Janinie o swojej rodzinie – z żoną spodziewali się dziecka. Podarował Szulc swoją fotografię, a ona zaproponowała: -To może mnie pan kiedyś odwiedzi w Stanach.
*
Na Okęcie po raz kolejny przyjechała z Łomży 14 maja. W czwartek. Janina Szulc: -Nie musiałam płacić za bilet. LOT zagwarantował mi też jeden gratisowy przelot w roku. W prezencie od kierownictwa LOT-u dostałam także angielską książkę z ilustracjami obrazów Świętych. Do Stanów poleciała z nią także ofiarowana przez Polskie Linie Lotnicze na Okęciu lalka krakowianka. Z Cepelii.
W wyjątkowo cichej w te dni hali odlotów żegnała ją nie tylko najbliższa rodzina i jeszcze jakiś dziennikarz, który pytał co czuje tuż przed wejściem do samolotu. Szulc: -Nogi miałam jak z waty, ale weszłam na pokład. Pomyślałam: Co ma być to będzie. I zajęłam miejsce.
Towarzyszyła jej wtedy jedna ze stewardess, która miała za zadanie otoczyć Szulc specjalną opieką. Janina widziała, że załoga jej się przypatruje i nie wytrzymała: –Stres był wtedy silniejszy ode mnie. Rozpłakałam się.
Kiedy samolot wystartował usłyszała, jak kobiety, które koło niej siedzą opowiadają o katastrofie „Kościuszki”. O tym, że nikt nie miał szans się uratować. I o tym, że jacyś ludzie, jak tylko samolot spadł, zdejmowali z rąk pourywanych palców złoto.
Powtarzali także to, o czym trąbiły wcześniej media. Że – pod względem liczby ofiar -jest to największa katastrofa w dziejach polskiego lotnictwa. Że zginęli absolutnie wszyscy, którzy wsiedli do tego samolotu – 11 osób załogi i 172 pasażerów, czyli 183 osoby na pokładzie.
Ktoś wspomniał też, zasłyszaną plotkę, że jedna kobieta nie zdążyła na ten samolot i dzięki temu żyje. –To ja jestem tą kobietą – odezwała się w samolocie Szulc. Ci, którzy siedzieli najbliżej niej zaczęli ją dotykać i powtarzać: -To na pewno dolecimy. Leci z nami szczęściara.
Janina Szulc: -Książkę, którą dostałam na Okęciu trzymałam na kolanach. W samolocie podczas podróży podpisała się w niej cała załoga. Wszyscy, łącznie z pilotem, złożyli swoje podpisy. Z numerem lotu i datą: 14 maja 1987 roku.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.