Stepaszka

 -Wszystko wokół nas jest rytmem. Zegarek, który chodzi, serce, które bije, chód, czyli krok po kroku, który stawiamy. Oddychamy też rytmicznie, a jak nie oddychamy rytmicznie to jesteśmy chorzy. Rytm jest w życiu bardzo ważny.

W tańcu, który słychać i w życiu nie chodzi jednak o to, jak mówi, by jak najszybciej perfekcyjnie opanować tap, brush, czy wariację arond the world. Chodzi o to, by nad tym pracować. Żeby było coś, co nas pcha do przodu. Najważniejsze, żeby się działo, żeby iść. Z podniesioną głową. Krok po kroku.
-To tak, jak z kapeluszem i laseczką. To już jest przeżytek, teraz dochodzi coś nowego: bębny, acapella, recytacja – tłumaczy. Na przykład do wiersza Tuwima: „Stoi na stacji lokomotywa, Ciężka, ogromna i pot z niej spływa -Tłusta oliwa.” I przy tym tap i brush, tap i stomp, tap i tap.

-Kiedy usłyszałam „Lokomotywę”, nie mogłam nie zrobić do niej choreografii i nie namówić Polek, by powiedziały ten wiersz stepując – mówi wychowana w Pradze Jiřina Nowakowska. Kobieta, która przywiozła do Polski step i odbudowując u nas tradycję tego tańca, stała się jego lokomotywą.

*

Pociąg do stepu poczuła po raz pierwszy jako nastolatka. Zamiast iść do szkoły zaglądała czasem do Kina Ponrepo w Pradze na stare filmy. -Kiedyś zobaczyłam stepujących Freda Astaire`a i Ginger Rogers i od razu oszalałam na punkcie stepowania.

W tamtym czasie ćwiczyła lekkoatletykę i była w czeskiej reprezentacji młodzików. Po obejrzeniu filmu zapisała się do szkoły stepasza, mistrza czeskiego stepu Franka Towena, założyciela Studia Tańca przy Teatrze Klipery w Pradze i oprócz biegania zaczęła tańczyć. Nie tylko step. Jazz, balet itd.
Bieganie po bieżni z bieganiem na tańce łączyła pół roku. W końcu wybrała parkiet. –W domu była rewolucja. Tata nie mógł zrozumieć, że taka dobra uczennica chce zostać tancerką i przez pół roku się do mnie nie odzywał.
W czasach liceum do południa tańczyła, po południu do nocy siedziała w ławce, żeby wieczorowo zdać maturę. W międzyczasie pracowała. Spotkała się kiedyś z chłopakiem na randce o 22.00, bo wcześniej nie mogła. Ze zmęczenia usnęła na ławce.
Po maturze Towen zatrudnił ją jako swoją asystentkę. Zaczęła pracować: kabaret, teatr, programy telewizyjne, koncerty w Czechosłowacji. Wszystko co czeskie na parkiecie, szybko się jednak skończyło, kiedy w Pradze zjawił się Polak, o nazwisku Czeski.
-Zbyszek Czeski, reżyser telewizyjny, współpracujący m.in. z Heleną Vondráčkovą, w 1980 roku szukał tancerzy do Teatru Rozrywki w Chorzowie. Przyjechałam do Polski na dwa lata na kontrakt. Marek Nowakowski, mój obecny mąż reżyserował na Śląsku „Blisko, co raz bliżej”.

Poznali się, przez Czeskiego, na imieninach. I zaczęli być ze sobą blisko, co raz bliżej. -W Polsce wybuchł stan wojenny, czołgi na ulicach, a ja zakochana. To najpiękniejszy okres mojego życia – mówi. Po polsku, nie czesku, ale z lekkim czeskim akcentem.

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Zamknij