Trzeba wziąć na próbę
Konstancja Dołęga-Dołęgowska w zakładzie Leszka Pomorskiego, oddalonym 300 m od jego domu, spędziła dzieciństwo. -Stałam ciągle nad otwartym kotłem z masą na krówki i patrzyłam jak kobiety ją gotują. Jedna z nich co jakiś czas mieszała w tych kotłach specjalną drewnianą chochlą. Ogromną łyżka, wygiętą na końcu i ze specjalnym otworem w środku. Chodziło o to by, przelewać masę tak, by się nie przypaliła.
Gorącą masą na krówki Dołęgowska nie raz się poparzyła. –Jak byłam mała to często jej próbowałam. To jest tak, że trzeba zawsze wziąć odrobinę masy na próbę. Położyć na patyczek i wsadzić do wody, żeby zobaczyć jaką ma konsystencję. To jest najważniejsze. W tym tkwi cały sekret wyrobu ciągutki.
Największą frajdę miała wtedy, gdy do zakładu przyjeżdżały inne dzieci. –Do Milanówka przyjeżdżały wycieczki z różnych szkół. Dzieci patrzyły jak robi się krówki, a ja je częstowałam cukierkami. Pisały później wypracowania o krówkach i nam je przysyłały.
Dołęgowska uwielbiała, jak przyjeżdżały dzieci, ale właściciel zakładu, produkującego krówki – Leszek Pomorski wcale za tym nie przepadał. -Mówił, że robi się bałagan- wspomina Dołęgowska. -Leszek był ostrożny o wszystko co się dzieje w firmie. Nie lubił zamieszania i żadnych zmian. Moja mama chciała kiedyś, w latach 70-tych, zlikwidować palenisko i podłączyć w zakładzie gaz. Leszek mówił: Teresa, daj spokój. Jest dobrze tak, jak jest. Nic mi nie ruszaj w firmie. Mieliśmy dom na Mazurach. Mama powiedziała do mnie: Słuchaj, ja mam taki plan. Ty pojedziesz z Lesiem na Mazury, a ja wyrzucę tę starą kuchnię i postawię palniki. Pojechałam z Leszkiem na weekend na Mazury, a mama zmieniła kuchnię. Leszek po powrocie miał do mamy żal. Po jakimś czasie powiedział jednak: Dobrze, że tak zrobiłaś Teresko. Tak, to pewnie długo bym się nie zdecydował.
Konstancja Dołęga-Dołęgowska zawsze chciała robić ładniejsze opakowanie krówek tak, żeby lepiej wyglądała i lepiej się sprzedawała. –Ja i mama chciałyśmy reklamować naszą krówkę, pokazywać ją na targach. Leszek nie chciał. Krówki mu szły. Odpowiadał nam: -Po co?
Leszek Pomorski w ogóle nie jadał z krówek. – My z mamą ją za to uwielbiałyśmy. W domu nie było nigdy innych słodyczy. Mama zawsze powtarzała, że najlepszą reklamą krówek jest to, że my je jemy same.
Krówki Dr. Oetkera
Jako 17-letnia dziewczyna Dołęgowska wsiadała w samochód i jeździła do Żywca po wkładkę parafinową, którą kładzie się do krówki pod etykietę. -Rozwoziłam też towar i chodziłam z rodzicami na ważne spotkania.
W latach 80-tych zakład Leszka Pomorskiego wszedł we współpracę z firmą Dr Oetker. –Zaczęło się od tego, że Leszek kupił wcześniej 10 ha ziemi w Grodzisku Maz. na granicy z Milanówkiem. Chciał tam posadzić swoje buraki cukrowe, a na części ziemi pasać krowy, żeby mieć swoje mleko na krówki-opowiada Dołęgowska.
Nie znał się na ziemi, kupił 6 klasę. Nie uprawiał na niej buraków cukrowych, ale ta ziemia przyniosła mu potem fortunę, bo powstała tam firma Oetker Cooperation. -Nawiązali z nami współpracę i zaczęli robić krówki pod nazwą Dr Oetker.
Nie wiadomo w jaki sposób Pomorski, ostrożny w podejmowaniu decyzji związanych firmą, zgodził się na współpracę z Oetkerem. Może dlatego, że mówił świetnie po niemiecku i uwielbiał volkswageny.
– Leszek zawsze jeździł volkswagenami, lubił tę markę-mówi Dołęgowska. -Miał volkswagena busa i woził nim czasami towar. Wszystko mógł władować do tego samochodu. Krówki, cukier, mleko z mleczarni. Leszek był łysy, a moja mama chciała żeby nosił perukę, więc zamówiła mu ją kiedyś w Niemczech. Kiedyś Lesio zawiózł swój samochód do mechanika. Następnego dnia gdzieś z mamą jechali, więc założył perukę jak to zawsze na wielkie wyjścia. Powiedział wtedy: Słuchaj Teresa, podejdziemy jeszcze do warsztatu, zostawiłem tam samochód. Leszek pyta o coś mechanika, a on odpowiada: Proszę pana, pamiętałem o wszystkim, tu wczoraj był przecież pana ojciec i wszystko dokładnie wytłumaczył… Moja mama na to: Widzisz Lesiu, w peruce jesteś 20 lat młodszy. Mama zawsze była pełna energii i nowych pomysłów, a on był spokojny. Mama była od niego 22 lata młodsza. Bardzo się kochali. Mama tylko czasem jak była zła przypominała mi, że moim ojcem jest Andrzej Dołęga-Dołęgowski. Mówiła wtedy: Pamiętaj, ty jesteś córką literata, a nie żadnego producenta krówek.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.