Kobiety marynarzy

Tekst ukazał się w Olivii 09.2008

Tydzień przed jego powrotem sprzątam mieszkanie jak na święta. Idę do fryzjera i do kosmetyczki. Odliczam każdą minutę.

Prowadzą podobnie „rozhuśtane” życie, jak ich mężowie na morzu. Tęsknią, odliczają dni do powrotu i… uciekają w pracę.

O tym jak wygląda małżeństwo z mężczyzną, pracującym na morzu, opowiadają: żona marynarza, żeglarza i muzyka pokładowego.

 

Agnieszka Zygarlicka

33 lata. Jej mąż jest kapitanem na kontenerowcach. Pływa na niemieckich statkach po morzach i oceanach. Pięć miesięcy pracuje, dwa miesiące spędza w domu.

Mój ojciec też pływał. Jako dziecko obserwowałam jak mama sama się męczy. Tęskni. Widziałam łzy podczas pożegnań i powrotów. Wiedziałam jakie to trudne, mimo tego wzięłam sobie za męża też  marynarza.

Mąż pływał już jak byliśmy narzeczeństwem. Kiedy wracał wtedy do domu skupialiśmy się na sobie. Zabierał mnie w podróże w ciekawe miejsca na świecie. Spędzaliśmy ten czas intensywnie, sprawialiśmy sobie przyjemności. Teraz jak mamy dzieci (synów 11 – miesięcznego i 3,5 letniego) już nie wyjeżdżamy. Jak wraca cieszymy się domem.

Kiedyś myśleliśmy, że ten czas bez siebie da się jakoś nadrobić i chcieliśmy robić wszystko razem, intensywnie. Dziś wiemy, że nie da się nadrobić straconego czasu. Żyjemy trochę wolniej.

Jego wyjazdom i powrotom towarzyszą jednak od zawsze duże emocje. Nigdy nie jest spokojnie. Jak ma wrócić – przez tydzień sprzątam całkowicie mieszkanie, jak na święta. Idę do fryzjera i do kosmetyczki. Odliczam każdą minutę.

Jak już przyjeżdża oboje płaczemy. Nie możemy się sobą nacieszyć. Duże emocje, opadają dopiero po pierwszych dniach bycia razem. Potem zaczynam przestawiać się z jednego życia na drugie. Żeby się przyzwyczaić potrzebuję czasu. Do czego? Do tego, że dom zostaje przestawiony jakby do góry nogami. Przedmioty nie leżą już w tym samym miejscu, ktoś leży w łóżku obok rano.
On też musi się przyzwyczajać. Do tego, że jest ojcem, a nie kapitanem i do dziecka trzeba mówić kilka razy, żeby dotarło. W domu nikt go nie słucha tak, jak w pracy. Musi się przestawić z rozkazywania na statku na domowe warunki.

Kiedy wraca do domu codzienność staje się wyjątkowa – nagle ktoś mi pomaga, proponuje kawę.

Jak już mąż jest w domu staram się nie tracić czasu na siebie. Nie wklepuję wtedy balsamów, nie nakładam maseczek, bo szkoda wspólnego czasu.

Jak zbliża się czas pożegnania często zamykam się w sobie. Blokuje się. Jest mi źle i staję się chyba nawet nieświadomie odpychająca, by… było łatwiej się rozstać. Płaczę. 

Od 7 lat żyję jakby dwoma życiami. Jak mąż jest w domu i jak go nie ma. Jestem w nich zupełnie inną kobietą. Małżonką albo kobietą samodzielną. Zdarzyło się kiedyś, że gdy go nie było musiałam podjąć bardzo ważną dla nas obojga decyzję np. o zakupie mieszkania, a  potem to mieszkanie sama urządzałam.

Jak jestem sama w prowadzeniu domu pomaga mi dziś tata. Już nie pływa. On nie widział jak dorastały jego dzieci, bo był na morzu, teraz ogląda przynajmniej jak rosną wnuki. Nadrabia stracony czas.

Moje dziecko codziennie rano pyta gdzie jest tata i kiedy wróci… Przypomina mi się wtedy czas, kiedy to ja byłam mała i płakałam za tatą i czekałam na prezenty, które mi przywiezie. Dziś takie prezenty „z pracy” dostaję od męża: dobre perfumy, oryginalną biżuterię, ubrania.

Piszemy do siebie maile. Jest taka moja ulubiona pora dnia, kiedy męża nie ma w domu. Jak dzieci śpią siadam do komputera i odpisuję na jego listy. Piszę jak minął dzień i co z dziećmi. On kiedy tylko może dzwoni ze statku, czy z portu.
Seks? Można bez tego wytrzymać. Jak mąż wraca jest tak, jakbyśmy kochali się po raz pierwszy. To jest zawsze taki wyczekany moment.

Jestem oczywiście w jakiś sposób zazdrosna o męża, ale wiem, że mam faceta z zasadami. Ufam mu. Jak wraca kochamy się tak intensywnie, by starczyło na długo…

Myślę, że znoszę te rozstania, bo jestem typem samotnika. Nie prowadzę intensywnego życia towarzyskiego. Lubię pobyć sama. 
Oczywiście, że wolałabym, żeby był blisko. Gdyby mógł pracować na lądzie – zmieniłby pracę. Na razie nie ma takiej możliwości. Praca męża pozwala nam dobrze żyć. Zdaję sobie sprawę, że mimo wszystko mamy fajniej od wielu naszych znajomych.
Najgorszy moment, jakiego doświadczyłam jako mężatka „na pół”? Samotna wigilia.

Najprzyjemniejszy? Trudno jest bez męża… no może kiedyś raz zdarzyło mi się swobodnie zaszaleć na zakupach…?

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Zamknij