*
Igła, nici, szpilki, naparstek, taśma krawiecka, kaplin –filcowy stożek do formowania kapelusza, taśma rypsowa, pióra, drut i się zaczęło. –To jest ciężka praca robienie kapelusza –mówi Małgorzata. Łamią się te szpilki przy naciąganiu itd. Pokochałam jednak tę pracę od samego początku. Pomyślałam sobie przychodząc po raz kolejny na zajęcia: to jest coś, co mogę robić przez całe życie.
Kurs miał trwać semestr, czyli 10 tygodni. Trzy godziny zajęć raz na tydzień. Od razu wykupiła dodatkowo dwa semestry, czyli kolejne 20 tygodni. –Na modniarstwie ważna była nauka warsztatu, ale też atmosfera. Siedziałyśmy z kobietami przy wspólnym bałaganie na stole i to było takie darcie pierza. Takie terapeutyczne. Rozmawiałyśmy i zrzucałyśmy przy tym stole cały swój londyński stres.
Dzieliły się materiałami. Pomagały naciągać kapelusze. Wymieniały wykrojami z „Vogue`a”, pożyczały sobie nawzajem szpilki, nożyczki, wymieniały magazynem „The Hut”, książkami o Izabeli Bleau, redaktorce „Vogue`a” i adresami sklepów z materiałami. U Katty Janneh Małgorzata Wybrańska poznała podstawy warsztatu i zrobiła swój pierwszy kapelusz.
U Katty pokochała też angielskie powiedzenie: „Moje śmieci są moimi skarbami”, bo modystka nauczyła ją wykorzystywać ścinki sąsiadki obok, do produkcji swojego kapelusza, czy fascynatora. I zrozumiała wtedy drugą część tego powiedzenia: „Kobieta trzy rzeczy potrafi zrobić z niczego: sałatkę, kapelusz i awanturę” Johna Barrymore`a.
*
-W Wielkiej Brytanii łatwo jest dostać materiał do zrobienia kapelusza, w Luton jest modniarskie zagłębie. W Polsce nie ma takiego centrum, zdobywanie to przygoda – mówi Małgorzata, oprowadzając po swojej pracowni. -Kosztowna -dodaje. Najdroższe są formy. Na szczęście kupiłam większość od razu, zamówiłam największy zestaw, de lux, gdy jeszcze chodziłam do Katty.
Zarabiała wtedy w Londynie, w centrum, blisko Trafalgar Square, w wydawnictwie Penguin Books, gdzie sprawdzała, czy faktura zgadza się z zamówieniem. Wcześniej pracowała w hurtowni z jedzeniem i wklepywała numerki faktur netto i brutto, a jeszcze wcześniej była girl friday w firmie odzieżowej (od mycia okien, po obsługę strony internetowej firmy).
A cofając się do jej angielskich początków była też praca kelnerki-barmanki na statku na Tamizie, opiekunki osób starszych, (Małgorzata: -Takiej siostry PCK), praca ogrodnika (zieleń miejska, wyrywanie chwastów i strzyżenie trawników), pokojówki w hotelu i wreszcie zbieranie truskawek, na które wyjechała z Polski tuż po skończeniu zootechniki.
To wszystko było jednak nie „to”. -Mimo, że pracowałam w Anglii byłam nieśmiała. Nie czułam się dobrze z innymi, przy których bałam się odezwać, ani ze sobą. Nie czerpałam satysfakcji z pracy. Brakowało czegoś co mi, nieśmiałej osobie, pomogłoby się wyrazić – mówi Małgorzata. To tak, jakby ktoś chował się za kapeluszem, a nie w nim wyglądał. I do tego bał się go potem zdjąć.
Kapelusze, gdzieś podświadomie obok niej zawsze były, chociażby w postaci fascynatorów na głowach Angielek, które wychodziły w nich wieczorami na miasto. Myśl, żeby spróbować coś z tą fascynacją małymi kapelusikami zrobić była wtedy jednak tak odległa, jak droga z jej rodzinnego Nakła nad Notecią do Londynu.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.