Kobieta może się przebić
Jest ryzykantką, ale nie pociąga jej ryzyko dla adrenaliny typu: skok ze spadochronem, czy hazard. -Moje koleżanki w Zakopanem grają w brydża, ja nie gram. Choć umiem, bo moi rodzice i dziadkowie grali. Miałam jednak poczucie, że karty mi ich zabierają.
Woli, jak prawdziwa gaździna, sobie poplotkować. Choć pracownicy ją tak nazywają ona mówi, że bardziej pasuje do niej ceperka. Jest przecież z Warszawy. –To przezwisko „Gaździna” jest jak strój góralski założony na 10-lecie firmy – żartuje.
Zapytała wtedy starostę tatrzańskiego, czy nie będzie nietaktem, jeśli przebierze się na chwilę za góralkę. Starosta odpowiedział: Oczywiście, że nie. Na chwilę, podczas imprezy na 10-lecie, cały zespół jej pracowników pokazał się „po góralsku”.
To właśnie wtedy po raz pierwszy poczuła, że górale ją docenili. Zyskała ich szacunek i sympatię. –Długo na to pracowałam. Wiedziałam jednak, że inaczej w Zakopanem się nie da. Moja sąsiadka z Zakopanego, powtarzała mi: Wszystko z czasem.
-Mówiła: Górale muszą najpierw cię poznać, sprawdzić i dopiero wtedy zdecydują. Jak cię polubią i zaakceptują to już jesteś nasza. Tak też się stało. Jak im pokazałam, że dam sobie radę w ich zamkniętym środowisku – zapracuję na swoje – to chyba mnie polubili. Na pewno docenili. Jeden z internautów zamieścił w sieci komentarz: Chechlińska na burmistrza, zrobi porządek w Zakopanem.
Tak naprawdę bardzo dobrze poczuła się na Podhalu, kiedy w zeszłym roku, nagrodzili ją tytułem przedsiębiorcy 10-lecia powiatu tatrzańskiego. Po 20 latach pobytu w Zakopanem ona warszawianka została nagrodzona za pracę dla Podhala. Pomyślała wtedy: -Ceper może się przebić – i to jeszcze kobieta!
Góralka, ceperka i papa
Do dziś nie wyszła za mąż za Leszka Krzanika – górala, w którym się zakochała. Żyją w wolnym związku. Kohabitacie. -Jak nie ma dzieci mogę sobie na to pozwolić – tłumaczy tę decyzję. –Jest nam razem dobrze, góralskie wesele nam do niczego nie potrzebne.
Na swojego partnera mówi jednak mąż, a na „teściową” – mamo. -Kiedyś mama Leszka powiedziała do mnie: Wiesz co, tak głupio do mnie mówisz: Proszę pani. Mów do mnie: Mamo. Ja na to: -Chyba pani zwariowała! A ona: Wszystkie sąsiadki pytają dlaczego ty się do mnie się zwracasz per pani… Zgodziłam się. Mówią sobie dziś: Mamo. Córko.
Z mamą Krzanika było tak, jak z góralami. Musiały się dotrzeć. Kiedy spotkały się po raz pierwszy przy stole wielkanocnym zderzyły się dwie tradycje. Krzanikowa przygotowała tak jak zawsze u nich w domu papę, czyli pokrojoną chałkę, zmieszaną z szynką, kiełbasą, chrzanem i śmietaną.
Chechlińska postawiła wędlinę tak jak zwykle u niej na półmiskach. Była zdziwiona, że wędlinę świąteczną można jeść w postaci papy – nakładając ją sobie jak sałatkę. Dziś mówi, że nie wyobraża sobie bez tego świąt (-To jest genialne!), a jej teściowa lubi pokrojone na półmisku pasztety.
-Mama Leszka, dziś 94 letnia góralka, która do 90-tki chodziła po górach radzi się mnie w wielu sprawach, a ja proszę ją, by opowiadała swoje historie. O Tatrach, o tym jak zamiast kupować telewizora chodzili z mężem co drugi dzień do kina albo jak matka teściowej zamiast wyjść za bogatego górala uciekła do Krakowa na służbę.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.