Gaździna

Warszawianka w Zakopanem

Związała się z zakopiańczykiem architektem Leszkiem Krzanikiem. Zakochała się w góralu i z Bukowiny Tatrzańskiej przeprowadziła do Zakopanego. Zamieszkała w prawdziwej góralskiej drewnianej chałupie z XIX wieku i zauroczyła zakopiańskim stylem życia.
-Zobaczyłam jak oni tu balują, jak się bawią! Tu ognisko, tu kulig! I nie mówi się tylko i wyłącznie o polityce jak w Warszawie tylko o ludziach i o sztuce. Nie mogła się przyzwyczaić tylko do sklepów, zamykanych w Zakopanem o 16.00. Zanim zaczęła zamrażać pieczywo, zostawała ciągle bez chleba.

Nie narzekała w tamtym czasie na brak zajęć. A to jedna kawa u koleżanki, a to druga u innej. Tu obiad z kimś, a potem plotki u sąsiadki. Tylko pracy brakowało. W Warszawie kolejne zajęcia się znajdowały. Zawsze potrafiła sobie coś zorganizować. W Zakopanem z pracą bryndza.

Nie wytrzymała tak długo. -Nie umiem nic nie robić. Zrozumiałam, że skoro nikt mnie warszawianki  – nie chce wziąć do pracy to muszę coś sama coś stworzyć, jeśli chcę pracować. Pomyślałam, że będę robić to co chcę – zajmę się organizowaniem podróży.
I zajęła się turystyką. Wymyśliła biuro, które załatwiało wizy. Nazwała je Grupa Trip. -Nawiązałam kontakt z osobami, które pracowały w ambasadach. Poza mną wizy w Zakopanem dawał tylko Orbis. U mnie czekało się tydzień na wizę, w Orbisie 3 tygodnie.

Nie raz udowodniła, że jest od nich szybsza. Kiedy biuro turystyczne z Anglii zapytało o zakwaterowanie w Zakopanem pod 2 tysięcy Anglików to ona odpowiedziała na zlecenie. Za pierwsze zarobione pieniądze zainwestowała w faks. Hotel Kasprowy, którego właścicielem był Orbis, nie odpowiedział – miał wtedy tylko teletekst. 

Znienawidzona w branży w stolicy Tatr przedsiębiorcza ceperka zaczęła też wyjeżdżać za granicę. Promowała Zakopane na targach i sprowadzała na Podhale, do wynajętych przez siebie ośrodków wypoczynkowych bogatych zagranicznych turystów, głównie Anglików. Interes zaczął się kręcić.

Zaczęła zarabiać zresztą nie tylko na Podhalu. Wyjechała wkrótce na saksy do Norwegii, gdzie przez cztery miesiące sprzątała, a potem wzięła kredyt i postawiła w Zakopanem pierwszy hotel. Zastawili wtedy z Leszkiem Krzanikiem dom. Tak się bała, czy spłacą kredyt, że śniło jej się, że zbankrutowała.

Nie zbankrutowała, tylko zarobiła. Po spłacie pierwszego kredytu zaciągała kolejne i w ten sposób zbudowała swoje turystyczne imperium: pensjonat Czarny Potok, dwa luksusowe zakopiańskie hotele – pierwszy pięciogwiazdkowy w stolicy Tatr  – Litwor, o którego musiała stoczyć wojnę z urzędnikami, którzy nie chcieli zgodzić się na jego budowę, hotel Belvedere, restaurację w Zakopanem i w końcu hotel olbrzym w Ossie.

Kiedy chciała budować ten ostatni wszyscy stukali się w czoło. Hotel w środku wsi, na uboczu, nie przy trasie? Wiedziała, że to dobry pomysł. Skąd? Kobieca intuicja. Hotel na Mazowszu, na wysokości między Łodzią, a Warszawą, z salą kongresową na 1600 miejsc, szybko zaczął dobrze zarabiać na korporacjach, które korzystają chętnie z centrum kongresowego.

Dziś śpi spokojnie, mówi, że bez ryzyka nie ma biznesu. –Jak się czegoś chce trzeba zaryzykować. To jest stres, ale to mnie nie zabija. Załamuje mnie bezsilność. To jak ktoś jest chory i nie można nic zrobić. Jak się straci pieniądze, to się straci. Nie pojedzie się na urlop do Kenii, tylko na Mazury i też będzie fajnie. Biznes nie jest najważniejszy. Nie wyjdzie – trudno.

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Zamknij