Musiała kupić to futro. Z norek. Ciemnobrązowe, długość: trzy czwarte. Kiedy w 1987 roku przymierzała je w Warszawie w komisie jej matka narzekała: -Janka – drogie, po co ci to futro? Syn też się dziwił: -Mamo, co ty się tak uparłaś? Janina musiała je jednak kupić. Dlaczego? Nie wie. Chciała i już. Nie mogła wrócić do Stanów bez futra. Dziś cieszy się, że nie żałowała na nie pieniędzy. Mówi o norkach: -To futro uratowało mi życie.
*
Janina Szulc wyglądała w norkach jak gwiazda filmowa. Zarobiła na futro w fabryce żarówek w New Jersey. W Ameryce pracowała od 1981 roku. Wyjechała dzięki koleżance z pracy, która załatwiła jej zaproszenie. Znały się z Łomży. Pracowały w jednym GS-ie. Koleżanka wiedziała, że Jankę ciągnie za ocean.
Janina prenumerowała w Łomży czasopismo „Ameryka” i marzyła o tym, by wyjechać do Stanów. Janina Szulc: -Obiecałam sobie, że jak tylko odchowam dzieci to pojadę. Kiedy córka i syn podrosną. Małych dzieci nie chciałam zostawić. Wyjechałam jak miały kilkanaście lat.
Z mężem była już wtedy po rozwodzie. Miała 40 lat i chciała budować nowe życie w Ameryce. Znaleźć pracę, a potem kupić dom i ściągnąć z Polski dzieci. Na początku, przez pierwsze lata pracy w Stanach, przysyłała im paczki i raz na jakiś czas odwiedzała w Polsce.
*
Kiedy w 1987 roku, po jednej z wizyt, dzieci odwoziły ją razem z norkami na samolot były już dorosłe. Na lotnisko pojechał z nimi też ich ojciec, a jej były mąż. W drodze do Warszawy miała towarzyszyć jej też siostra, ale jej dziecko dostało nagle wysokiej gorączki i została w domu.
Janina nie wiedziała, czy czekać na nią, czy nie i w rezultacie wyjechała do Warszawy na lotnisko później niż powinna. Niewiele brakowało, a spóźniłaby się na samolot. Kiedy dojechała z rodziną na Okęcie stanęła w kolejce, w której odprawiano podróżnych, którzy nie mają nic do oclenia.
Wśród uśmiechniętych ludzi, którzy cieszyli się, że lecą do Stanów. W ręku miała walizkę i torbę, do której włożyła swoje nowe futro. Wiedziała, że powinna zapłacić za nie cło, ale nie stanęła w długiej kolejce. Chciała powiedzieć celnikowi, że to futro to rodzinna pamiątka i poprosić, żeby ją zwolnił z opłaty. I prawie się udało.
W ostatniej chwili, podawała już paszport, wypatrzył ją celnik i zainteresował się zawartością torby. Kiedy pokazała futro zaprosił ją do kontroli. Janina Szulc: –Jego koleżanka celniczka powiedziała, że powinnam za to zapłacić, że nie stanęłam w kolejce do oclenia i odebrała mi futro. Nie było dyskusji. Wzięli norki.
Nie zgodzili się też, żeby zostawić je w rękach rodziny Janiny, o co Szulc poprosiła. Mogła lecieć, ale bez norek. Zgodziła się, nie miała wyjścia. Celnik, który ją wypatrzył w tłumie pasażerów samolotu do Nowego Jorku musiał spisać z całej sprawy protokół, a Janina miała go podpisać.
Urzędnik się przy okazji pomylił i musiał napisać drugi raz. Od nowa. Czas mijał, a Szulc nie mogła się odprawić. Zainteresował się nią nawet kapitan samolotu „Kościuszko”, którym miała lecieć. Podszedł do Janiny razem z jedną ze stewardess i zapytał, co się dzieje. Szulc: Uśmiechnął się i obiecał: -Poczekamy na panią.
Janina do dziś pamięta twarz tego kapitana. Pamięta też dokładnie to, jak była wtedy ubrana. Czarna spódnica ze skóry, amerykański żakiet z kieszeniami, pod spodem czerwona bluzka, z rękawem trzy czwarte, a na nogach szpilki. Nigdy tego nie zapomni. Tak jak daty tego dnia: soboty 9 maja 1987 r.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.