Matki galerianek

 Chciały dać córką wszystko, ale zapomniały, że nie są im potrzebne tylko nowe plazmy, mp 3 i komórki. Mówią, że przegapiły czas dojrzewania swoich córek. O walce z poczuciem wstydu i porażki  opowiadają matki galerianek – nastoletnich dziewczyn, które zaczęły uprawiać seks za pieniądze, czy prezent kupiony w handlowej galerii. 

 

Marta 38 lat, mama 15 letniej Zosi
przedstawiciel handlowy, Warszawa

Chodzę dziś czasami na zakupy i obserwuję matki z córkami. Takimi nastolatkami jak moja Zośka. Przyglądam się jak córka ogląda płaszcz, który jej matce się nie podoba i w przymierzalni zaczyna się awantura. I wie pani co? Nie uwierzy pani, ale ja im… zazdroszczę. Tak. Tego, że tak chodzą razem i się kłócą. Żałuję, że ja tak nie chodziłam po sklepach z moją Zośką.
Dlaczego? To jest tak, że po pierwsze ja nie miałam kiedy z nią chodzić. Od rozwodu z mężem czułam, że to ja jestem głową rodziny i muszę jej wszystko zapewnić. Zaczęłam intensywnie pracować. Wyjeżdżałam. Spędzałam kilka dni poza domem. Zośka zostawała najpierw z moją mamą, a potem babcia już tylko tak dochodziła. Jak Zośka już się trochę usamodzielniła, zajmowała się sobą sama. 
Po drugie wydawało mi się, że będzie lepiej jak ona sama sobie coś fajnego wybierze. Nie jest łatwo jej dogodzić. Dawałam jej pieniądze, a ona chodziła i kupowała sobie to, co chciała. Miała wszystko. Nowa skórzana kurtka? Proszę bardzo. Buty? Ok, masz pieniądze. Zepsuła się mp 3? W porządku, masz na nową. Wypatrzyła sobie nawet komórkę. I też sama kupiła.   
Myślałam, że sama. Z czasem dowiedziałam się, że było inaczej… zauważyłam, że ona przynosi do domu rzeczy dużo droższe niż te, na które dostaje ode mnie pieniądze. Wiem ile co kosztuje. Jak zdecydowałyśmy z córką, że fajnie byłoby mieć w domu plazmę, poszłam do sklepu i pod choinkę już była w domu plazma. Jak Zośka pozazdrościła czegoś innego koleżance, to ja też kupowałam dla nas, żeby nie czuła się gorzej.
Tak, ja bardzo dobrze zarabiam. Moje życie, to do tej pory, była tylko i wyłącznie praca. Miałam w ciągu dwóch ostatnich lat trzech partnerów, jeden nawet z nami z Zośką mieszkał, ale jak tylko okazywało się, że to nie jest to, czego ja oczekuję od mężczyzny, to się rozstawałam. I rzucałam z tego nieszczęścia w pracę.
Nie wiem, czy w ogóle bym się wszystkiego domyśliła, gdyby nie znajoma, która zauważyła Zośkę w piątek w jednej z galerii. Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że siedziała w kawiarni z jakimś mężczyzną w moim wieku. I że jak to ona określiła córka była bardzo odważnie ubrana. Zrobiło mi się trochę głupio. Odpowiedziałam, że Zośka jest w takim wieku, że lubi się „inaczej” ubrać i że z nią o tym porozmawiam.  
Pomyślałam, że to może Piotr, jeden z moich partnerów, z którym miała fajny kontakt. Zaniepokoił mnie trochę ten telefon od koleżanki, ale zaczekałam, aż Zośka po lekcjach mi to wyjaśni. Zadzwoniłam do niej, nie było mnie wtedy w domu, i zapytałam, czy ten mężczyzna z którym widziała go moja koleżanka to Piotr. Potwierdziła. Zadzwoniłam do niego, ale… odpowiedział, że… nie. Nie spotkał się z nią w piątek.
Wie pani ja już wtedy czułam, co się dzieje. Co ona robi. Przypomniało mi się w jednej chwili jak moja mama opowiadała, że widziała jak jakiś mężczyzna podwoził ładnym samochodem Zośkę do domu. I jak ja miałam, kiedyś wrażenie, że jakiś facet ociera się o moją córkę na parkingu, ale uznałam, że chyba zwariowałam i to wyparłam.
Słyszałam już o młodych dziewczynach, które oddają się starszym facetom. W jednej chwili jak to wszystko skojarzyłam świat mi się zawalił. Przyparłam Zośkę do muru. Nie wypuszczałam jej z domu kilka dni, aż nie powie prawdy. Były krzyki, płacze i szarpanina. Przyznała się, że spotykała się z mężczyznami, a oni kupowali jej różne rzeczy albo dokładali pieniądze.
Tydzień nie wiedziałam co zrobić. Ona nie chodziła do szkoły, ja do pracy. Płakałam i krzyczałam na zmianę. A ona się tłumaczyła: że nie jest młodocianą prostytutką, tylko mężczyźni kupują jej prezenty. Że od tego są. I że co ja rozwódka, wiem o miłości. I że ja się chyba za późno obudziłam, bo ona pierwszy raz przeżyła dawno temu. I że mnie to przecież nie obchodzi…
Myśli pani, że od razu wiedziałam co robić? Nic nie wiedziałam. Ja się tylko czułam jak ktoś, kto stracił własne dziecko. Zgubił je. Nie poradziłabym sobie sama. Zadzwoniłam na telefon zaufania. Tam dostałam adres ośrodka dla trudnej młodzieży. Zaczęłam zaprowadzać córkę na terapię i zmieniłam jej szkołę. Wzięłam urlop. Z psychologiem pracujemy nad naszą relacją z córką. 

Nikt w mojej rodzinie o tym nie wie. Mój mąż, który mieszka za granicą i dzwoni do córki na święta chyba by mnie zabił jakby się dowiedział. Opowiedziałam to pani, bo może jak inne matki usłyszą moją historię przyjrzą się bliżej swoim córkom. Opamiętają się. Nie zatracą w pracy, po nieudanych związkach, tylko zajmą tym co najważniejsze, czyli swoją rodziną. My jesteśmy z tym  z córką całkowicie same. Jak same nad tym nie będziemy pracować, nikt nam nie pomoże.
Tak bym chciała, żeby to się wszystko wyprostowało. Żeby ona znalazła kogoś, kto ją pokocha. Kto da jej coś więcej niż ja. Nie tylko na nową mp3. Ja chyba nie potrafiłam jej tego dać, ale gdybym wiedziała, że to się tak skończy cofnęłabym czas. Nie pracowałabym jak szalona, tylko znalazłabym zwyczajną pracę i starałbym się, żeby nasze kontakty były lepsze. Bo one po moim rozwodzie nigdy nie były do końca dobre. Skąd miałam jednak wiedzieć, że skończy się to aż tak źle? Do głowy by mi nie przyszło, że coś takiego mnie spotka. 

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Zamknij