Poród? Tylko w domu!

Joanna mieszka w bloku  – gdy rodziła Oskara – nie krzyczała. Nie pobudziła sąsiadów. Jak mówi jej mąż Paweł -sapała i fuczała, ale nie traciła energii na krzyczenie. Nie miała zresztą takiej potrzeby. Skurcze łagodziła ciepłą wodą w wannie, krzyż mąż polewał jej prysznicem. Przynosił też na życzenie Joanny… pepsi.

Z Joanną był do końca porodu – trzymał ją za ramiona przy porodzie, rodziła Oskara z pozycji kucającej. Dzięki temu, że uczestniczył w porodzie pierwszego syna, drugiego śmiało sam odebrał. Zachował do końca spokój, nie panikował. Zaniepokoił się tylko wtedy, gdy mały Wiktor nie zapłakał po przyjściu na świat, tylko patrzył zdziwiony szeroko otwartymi oczami na to, co się dzieje. I był uśmiechnięty. Joanna musiała uspokoić męża, że wszystko jest w porządku. (Dzieci, które przychodzą na świat w domu często nie płaczą.)

Położna, która pojawiła się wreszcie w ich domu i cała sytuacja spowodowała, że w sąsiednim pokoju obudził się w środku nocy 2-letni Oskar. Przybiegł zobaczyć co się dzieje i przywitał brata. Wiktor był już zawinięty w ręcznik. I odbyła się operacja zakładania czapeczki nowemu członkowi rodziny, Oskar chciał to wykonać sam, na koniec ucałował brata i już całą czwórkę po porodzie poszli spać.

Synowie Joanny (dziś 35-letniej, na co dzień Joanna pracuje w departamencie finansowym w domu maklerskim) nie mieli po porodzie żółtaczki, obaj są zdrowi (pediatra po obejrzeniu dzień po porodzie Oskara powiedział, że tak zdrowego noworodka jeszcze nie widział), chowają się dobrze. Joanna kolejne dziecko też by rodziła w domu. Jak mówi: -To jest kwestia zaufania do siebie i kobiecej intuicji. Od początku byłam przekonana, że w domu mnie i mojemu dziecku będzie lepiej.  
Mąż, położna i… kot

Najważniejsze były oczy. To, czego ze swojego porodu nigdy nie zapomni, to wpatrzone w nią oczy męża. Dla Dominiki Bielskiej, 32 letniej agentki nieruchomości z Obornik Śląskich, wzrok męża podczas porodu ich córki Bianki był nie do przecenienia. To jej dawało siłę, wsparcie i pewność: wzięliśmy sami odpowiedzialność za poród naszego dziecka, uda nam się urodzić tak, jak to sobie  wymarzyliśmy. Dominika mówi dziś, że nie byłaby w stanie urodzić, gdyby nie te oczy.

Zawsze wiedzieli, że będą rodzić razem, ale długo nie wiedzieli, że to będzie w ich własnym domu. W mieszkaniu, w wielorodzinnej kamienicy. Dominika, zanim jeszcze zaszła w ciążę, słyszała, że poród w domu to fajna sprawa. Myślała wtedy: może przy drugim dziecku się zdecyduję, bo przy pierwszym to chyba trochę strach…

Po tym, jak posłuchała opowieści koleżanek, które rodziły w szpitalu pomyślała sobie, że szpital to jednak nie to i że ona chciałaby inaczej rodzić. Z dzieckiem non stop obok siebie, bez zabierania i bez  obcych rąk. Zresztą wszystkie koleżanki –młode mamy przyznały szczerze, że one też chciały rodzić w domu, ale zabrakło im odwagi. Kiedy Dominika zaszła w ciążę, z miesiąca na miesiąc chciała co raz bardziej porodu domowego. Jej odwagi nie zabrakło.

-Świetny pomysł! –wspierała ją w decyzji o porodzie domowym babcia, która sama też rodziła w domu. Tata Dominiki w babskie sprawy się nie wtrącał, jej mama na początku stwierdziła, że Dominika chyba zwariowała, ale w końcu decyzję córki musiała zaakceptować.

Mąż potrzebował z kolei czasu, by się nad rodzeniem w domu zastanowić. Chodził razem z Dominiką do szkoły świadomego macierzyństwa. Rozmawiał z położną, która odbierała porody w domu. Czytał, że poród to nie choroba, tylko naturalny stan. (-Po co więc jechać do szpitala? –zastanawiał się). I chodził z żoną do ginekologa, który nie odradzał porodu domowego, tylko popierał to, że Dominika zdecydowała się urodzić w miejscu, gdzie jest naturalna flora bakteryjna. To wszystko jej męża przekonało. Poza tym ciąża rozwijała się prawidłowo i nic nie zapowiadało kłopotów.

Kiedy w 9 miesiącu Dominika poczuła skurcze powiedziała do męża: -Gotujemy dla wzmocnienia rosół. I trzeba posprzątać dom.

Gdy skurcze były co raz bardziej intensywne i na miejscu pojawiła się położna, jak Dominice odchodziły wody piły razem kawę, podaną przez męża. Dziś Dominika śmieje się, że to wyglądało bardziej na spotkanie towarzyskie, niż na wczesną akcję porodową.  

W dalszej części porodu mąż polewał ją w wannie prysznicem, łagodząc wodą skurcze. Z położną, która z kolei masowała jej plecy – toczyły pogawędkę. Poród trwał 6,5 godziny. W pewnym momencie Dominika wyszła z wanny i zaczęła chodzić po domu, a mąż z położną za nią. Miejsce do rodzenia wybrała w salonie obok kanapy na podłodze obok. Urodziła na klęcząco.  

Córka Dominiki, po przyjściu na świat we wrześniu 2009 (w towarzystwie trójki dorosłych i… kota!) nie płakała. Została od razu podana do piersi mamy. -Bianka urodziła się zdrowa, nie miała żółtaczki-opowiada Dominika. -Dziś nie choruje. Jest otwarta na ludzi i pogodna.

Dominika drugiego dziecka nie wyobraża sobie rodzić nie w domu. Czy poleca to innym kobietom?  -Nie wszystkim – tym tylko, które mają filozofię nie: niech mi pomogą, tylko: sama sobie pomogę – odpowiada Dominika. -Urodzę w domu, dam radę. Poród domowy to kwestia nastawienia i siły psychicznej. Plus wsparcie partnera.                                                                                 

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Zamknij